"Niech droga sama wyjdzie ci na spotkanie,
niech wiatr zawsze wieje ci w plecy.
I obyś potrafił odrzucić to, kim jesteś teraz,
aby stać się innym człowiekiem."
Błogosławieństwo Seana Morahana
Czytaliście kiedyś książkę o swetrach? Nie? Ja też. Aż do teraz. Aż do teraz, kiedy zrozumiałam, że książkę można zrobić o wszystkim, na każdy temat, a to czy będzie dobra zależy tylko od autora.
Nicole R. Dickson, autorka "Irlandzkiego swetra", mieszka w Karolinie Północnej, a jej ulubionym zajęciem jest gotowanie. Uwielbia też spędzać czas w bibliotekach. Jest mało znaną pisarką, pierwszy raz usłyszałam o niej właśnie przy okazji tej powieści.
"Każdy nowy dzień jest jak pierwszy krok.
Niektóre dni i kroki są trudniejsze niż inne."
Nicole R. Dickson w swojej książce zabiera czytelników do pięknej Irlandii. Poznajemy tam Rebeccę - młodą kobietę, która przybywa na wyspę z córką, aby napisać książkę o ganejach, czyli swetrach. Rebecca, jako archeolożka, pragnie spełnić swoje marzenie i zgłębić wiedzę o splotach, w których każde oczko, każdy kawałek i kolor wełny, tworzą historię osób noszących ganseje. Kobieta pragnie też uciec od wspomnień. Od sześciu lat nie potrafi bowiem zapomnieć o mężczyźnie, który zamienił jej życie w piekło. Duch zaborczego męża - tyrana ściga ją, nie pozwalając poczuć się Rebece bezpiecznie.
Na wyspie poznamy również jej mieszkańców - urocze starsze małżeństwo i ich syna Fiona, który zawróci Recebce w głowie, Fitziggibonów z siódemką dzieci, a także Seana Morahana, zgorzkniałego starca, który zaprzyjaźni się z sześcioletnią córką kobiety - Rowan.
"Irlandzki sweter" to magiczna opowieść. To pełna ciepła i czułości historia przedstawiona na tle wspaniałych irlandzkich krajobrazów. To książka, którą jestem zachwycona.
Aż trudno jest mi uwierzyć, że ta powieść to debiut literacki Nicole R. Dickson. "Irlandzki sweter" jest bowiem niezwykle dopracowany, wspaniale napisany pięknym i elastycznym językiem. Autorka na kartach powieści zawarła wszystko, czego potrzeba czytelnikowi - nie tylko wzruszającą historię, ale także czar i atmosferę miejsca, w którym akcja się rozgrywa. Czytając, słyszałam szum fal uderzających o irlandzkie klify, słyszałam hulający wiatr, a nawet śpiew ptaków.
Rzadko, naprawdę rzadko zdarza się, żeby jakakolwiek książka wywoływała u mnie tak skrajne emocje. Początkowo miałam wrażenie, że "Irlandzki sweter" będzie typową powieścią-czytadłem, po które sięga się w chwilach relaksu. Myliłam się. To piękna historia o odkrywaniu siebie, o pokonywaniu barier, które sami sobie budujemy. To opowieść o tym, że warto wierzyć w odnalezienie szczęścia, że należy zrobić wszystko, by to szczęście osiągnąć. Że przyjaźń, szczęście, a także przebaczenie i wiara to rzeczy, o które trzeba zabiegać, bo jedynie sięgnięcie po nie gwarantuje nam harmonię ducha. "Irlandzki sweter" to również historia o przełamywaniu własnych słabości, pokonywaniu wspomnień. To książka, do której wrócę z pewnością jeszcze niejednokrotnie, ponieważ jest książką trudną, zmuszającą do refleksji. Książką, która sprawiała, że śmiałam się, a później płakałam.
Książką, która pokazała mi, że źródła szczęścia nie należy szukać w sobie, ale w tym, co nas otacza.
"Prochy przeszłości mogą pokrywać moje ubranie, włosy, buty,
ale nie powinny być w moich oczach, uszach i ustach.
Zastanawiam się, czy będziesz potrafiła rozpoznać oczy pełne miłości,
gdy na ciebie spojrzą, czy też prochy twej przeszłości wszystko ci przesłonią."
0 komentarze:
Prześlij komentarz